jeśli nawet nie najsłabszy film całego cyklu? Mnóstwo bezsensownej akcji dla samej akcji - strzelaniny, wybuchy, pościgi, niszczenie niezliczonej ilości samochodów a nawet budynków. Wiem, to jest praktycznie we wszystkich częściach, ale tutaj miałem wrażenie że jest w nadmiarze, nawet jak na "Bonda". Można czuć się zmęczonym takim efekciarstwem i wywalaniem ogromnych jak na tamte lata pieniędzy z budżetu na same zniszczenia, jakby procentowy udział takich scen czynił film lepszym; moim zdaniem jest niemal odwrotnie.
Ciekawa historia głównego czarnego charakteru i jego motywy ale to wszystko ginie pod wspomnianą sieczką, film nie pozostawia większego wrażenia bo ileż można patrzeć jak Bond skacze do lecącego helikoptera, ucieka przed armią wyszkolonych ludzi, strzela bez szwanku do tejże armii wyszkolonych ludzi, jeszcze ta scena z krawatem w czołgu, za dużo tego wszystkiego. Ponadto Brosman to mój najmniej lubiany Bond ale to już subiektywna kwestia.